Wystawa Laureatów I etapu Konkursu Fundacji Grey House
9.11 – 25.11.2012
Wernisaż 9 listopada, godz. 19:00
Kurator: Małgorzata Mleczko
ARTYŚCI: Kamil Ciołkowski, Ita Haręza, Bartosz Kokosiński, Kaja Szechowsko, Aleksandra Zaorska
Galeria Szara Kamienica
Rynek Główny 6, Kraków
W Galerii Szara Kamienica w Krakowie, w piątek 9 listopada, odbędzie się otwarcie dorocznej wystawy konkursowej. W tym roku jury w składzie: Ewa Łączyńska – Widz (BWA Galerii Miejskiej w Tarnowie), Dominik Kuryłek (Muzeum Narodowe w Krakowie) i Krystyna Axmann (prezes Fundacji Grey House Szara Kamienica) zakwalifikowało do II etapu piątkę artystów: Kaję Szechowsko, Bartosza Kokosińskiego, Aleksandrę Zaorską, Itę Haręze i Kamila Ciołkowskiego.
Finaliści konkursu organizowanego przez Fundację Grey House Szara Kamienica to artyści młodzi, ale świadomie posługujący się środkami formalnymi. Każdy z nich tworzy własny język. Sposób, w jaki dobierają środki do swojej wypowiedzi, pozwala odczytywać prace. Odpowiadając sobie na pytania dlaczego użyli konkretnej techniki, po co wykorzystali w swoich instalacjach odpowiednie obiekty, widz jest w stanie odkryć ich znaczenia. Każda z prac prezentowanych na wystawie staje się dzięki temu mapą myśli i decyzji jej twórcy. Nie są one więc ilustracjami wypowiedzi, ale wypowiedziami jako takimi, w czym właśnie Erwin Panofsky widział istotę sztuki. Twórczość finałowej piątki artystów z pewnością będzie ewoluować i warta jest dalszej uwagi. Nie ma co do tego wątpliwości, są to bowiem osoby pomysłowe, które mają w sobie sporą świadomość i odwagę, aby mówić to, co chcą, bez oglądania się na boki.
Jak często pamiętacie swoje sny? Jak dużo szczegółów pozostaje w świadomości po obudzeniu? Czy często są to jedynie strzępki, skrawki obrazów, sytuacji, uczuć? To zaskakujące, jaki potrafią mieć na nas wpływ. Nie raz poprawiają, lub psują nastrój całego dnia. Niektóre uporczywie powracają. Czasem są zabawne, czasem straszne. Stanowią pejzaż naszej podświadomości. Kaja Szechowsko odważnie zajęła się trudnym do uchwycenia tematem snów. Jak można je oddać, zapisać, zapamiętać? W swojej instalacji Sennik wykorzystała duchampowską tradycję przedmiotów gotowych (ready-mades). Wyciągnięte ze swojego zwyczajowego kontekstu szkła powiększające, różnorodne “patrzałki”, stare projektory, kolaże fotograficzne, mechanizmy zegarowe, pojawiają się tu w zupełnie nowej odsłonie. Tworzą wyjątkowy pamiętnik mający uchwycić strzępki ulubionych snów artystki. Używając codziennych, niemal trywialnych obiektów, Szechowsko tworzy nierealną wizję, która jest tak oniryczna i niedopowiedziana, jak same sny. W ten sposób zachęca widzów oglądających jej Sennik, aby sami spróbowali śnić na jawie.
Ita Haręza także podjęła temat pejzażu, choć w zupełnie innym wymiarze. Inspiracją jest dla niej najbliższe otoczenie, czyli codzienność życia na Mazurach. Sny są pasjonujące, ale przy odpowiedniej wrażliwości, jak to się dzieje w wypadku jej prac, widok szarego, pustego boiska piłkarskiego, zamienia się w epicką opowieść. Pejzaże Haręzy powstały jako grafiki o “kropelkowej” strukturze. Artystka, rezygnując z linearności, rozbija jednolitą strukturę przedstawienia, którą widzowie składają w jedną całość. W przypadku jej obrazów to, co widzimy z daleka, nie jest w pełni tożsame z tym, co ujawnia się przy bliższym oglądzie. O takim malarstwie Malcolm Morley mówił, że “jeśli to, czego doświadcza widz, stojąc daleko od obrazu, jest czymś całkowicie innym niż to, co się dzieje, kiedy stoi blisko niego, wtedy wiadomo, że coś się w nich zmienia. Ale nie w samych obrazach. To widzowie doświadczają tej halucynacji. Malarstwo, które nie jest halucynacyjne, nie jest wcale malarstwem”. Decyzja artystki o rozbiciu przedstawień wynika analogicznie z genezy ich tematu – z codzienności mazurskiego otoczenia. Jest to nawiązanie do wszechobecnej mgły, która zmienia percepcję oglądającego. Stąd bierze się inspiracja Ity Haręzy, która z pozornie ponurych widoków tworzy pasjonujące, senne opowieści o miejscach, które są puste, i osobach, których w nich brak.
Tak, jak woda jest żywiołem, tak żywiołem jest malarstwo Bartka Kokosińskiego. Artysta nie zamyka go na siłę w dwóch wymiarach. Jego obrazy dosłownie wylewają się z ram. Fałdy spływającej materii przywołują rubensowskie kształty. Kojarzą się z cielesnością, zmysłowością i seksualnością. W pracach Kokosińskiego czuć zmaganie się z materią. Obraz jest u niego polem walki. Podobnie jak Szechowsko, artysta korzysta z przedmiotów gotowych. W swoich pracach używa eksponatów pochodzących z internetowych aukcji oraz pchlich targów. Pełnią one funkcję podobną do bibelotów, które jako elementy martwej natury inspirowały od dawna pokolenia malarzy. Kokosiński odwołuje się do klasycznych motywów malarskich, ale rezygnuje z tradycyjnej farby na rzecz realnych przedmiotów. Jego twórczość, zamiast budować narracje, paktuje pomiędzy płótnem, a obiektem. Obrazy Kokosińskiego to bardziej formy przestrzenne. I to bardzo niesforne wobec powszechnie przyjętych kanonów. W końcu zamiast przedstawiać, pożerają scenę rodzajową.
Prace Aleksandry Zaorskiej także przyjmują formę przestrzenną. Podobnie jak Kokosiński artystka odwołuje się do zmysłów. Jej obiekty można jednak nie tylko zobaczyć i dotknąć, ale także usłyszeć i poczuć. Zaorska stara się wprowadzić odbiorcę w inną rzeczywistość – w świat pozorów i marzeń, w sytuacje z pogranicza snu i jawy. Wrażenie to osiąga w swoich Przestrzeniach iluzorycznych korzystając ze zwyczajnych obiektów codziennego użytku, lub zaskakujących swoją prostotą sprzętów. Nasączone zapachem chusteczki, podwieszone do sufitu, kreują delikatną formę, w której każdy dotyk widza wyzwala falę pobudzającą zmysły dotyku, wzroku i węchu. Zmultiplikowane piłeczki pingpongowe tworzą ażurową strukturę umieszczoną na ścianie. To dynamiczny obiekt przestrzenny, podatny na ruch powietrza i sprawiający tym samym wrażenie fali. Uderzające o siebie piłeczki wydają dodatkowo charakterystyczny pusty dźwięk, mocno oddziałujący na zmysł słuchu.
Kamil Ciołkowski oddaje cielesność jeszcze inaczej, niż ma to miejsce w przypadku Zaorskiej i Kokosińskiego. Jego praca wymaga od widzów wejścia w intymną sytuację bliskiego kontaktu z rzeźbą. Jedynie angażując się w interakcję, uczestnik może aktywować instalację. Może to zrobić na przykład szeptając do ucha jednej z dwóch rzeźb, będących portretami artysty i jego brata bliźniaka. Ciołkowski posługując się dźwiękiem i światłem stworzył w ten sposób obraz relacji braterskiej. Pracą Geminus mens (Bliźniaczy umysł) próbuje przybliżyć ten fenomen, ułatwić widzom doświadczenie specyficznej komunikacji pomiędzy bliźniakami, języka, który zazwyczaj zrozumiały jest tylko dla rodzeństwa.