Marki Olympus czy Panasonic od kilku lat maja w sprzedaży są już bezlusterkowce , jak również Sony, Samsung czy Nikon. Nadszedł czas na Canona.
Canon EOS M to Canon 650D, tyle że bez lustra, wizjera i w kompaktowej obudowie, podobnej do tej z modelu S100.
Aparat ma 18-megapikselową matrycę CMOS z hybrydowym AF, a jego sercem jest procesor DIGIC 5. Ten zestaw pozwala na fotografowanie z prędkością do 4.3 kl./s oraz czułością ISO rzędu 100-12,800 (z możliwością rozszerzenia do 25,600).
Wraz z akumulatorem waży niecałe 300 g. Z przodu nie ma niestety solidnego gripu, jedynie małą gumową wypustkę, aby było za co chwycić. Korpus nie jest najładniejszy – prosty, w stylu typowym dla japońskich kompaktów.
Aparat korzysta z systemu AF z 31 punktami, bazującymi na detekcji fazowej wspomaganej detekcją kontrastu. System ten ma zapewnić szybką pracę AF i otwiera drogę do możliwości śledzenia obiektów w czasie rzeczywistym czy ustawiania ostrości na twarzy, także w nagrywanych filmach. W Canonie 650D identyczny system sprawdza się całkiem dobrze, ale nie jest to rewelacja.
Kolejnym punktem wspólnym jest 3-calowy dotykowy ekran LCD o rozdzielczości 1,04 miliona punktów. Niestety, wyświetlacz nie jest odchylany ani obrotowy, jak w Canonie 650D. Na obudowie znajduje się zaledwie kilka przycisków, więc to pewnie ekran będzie pełnił funkcję centrum sterowania. W efekcie obsługa będzie o wiele wolniejsza, ale też prostsza. Dużym minusem jest brak wizjera czy wbudowanej lampy błyskowej.
W USA Canona EOS M jest promowany jako urządzenie przede wszystkim do… filmów, ponieważ ma ku temu warunki – można nagrać nim filmy Full HD. W pracy z ruchomym obrazem przyda się system Servo AF – ciągły autofocus w czasie rzeczywistym. Współpracując z obiektywami z cichym silnikiem STM powinien ostrzyć dosyć sprawnie i bez hałasu. Za zbieranie dźwięków jest odpowiedzialny wbudowany mikrofon stereo, ale nie zabrakło też gniazda minijack do podłączenia zewnętrznego mikrofonu.
Na obudowie aparatu nie ma pokrętła trybów, a jedynie prosty przełącznik przy spuście, pozwalający na włączenie trybu i auto, fotografowania lub filmowania. Canon EOS M ma także tryby manualne, umożliwiające bardziej zaawansowanym użytkownikom pełniejsze wykorzystanie aparatu.
Wraz z premierą Canona EOS M producent zaprezentował dwa nowe obiektywy: standardowy zoom EF-M 18-55mm f/3.5-5.6 IS STM oraz stałoogniskowy EF-M 22mm f/2 STM. Oba są wyposażone w silnik krokowy, pozwalający na cichą pracę oraz płynną zmianę ostrości przy użyciu AF.
Pierwszy z nich to typowy stabilizowany uniwersalny zoom, składający się z 13 elementów w 11 grupach. O wiele ciekawiej prezentuje się drugi – malutki, bardzo jasny naleśnik, którego ogniskowa daje ekwiwalent 35 mm dla pełnej klatki. To klasyczna, uniwersalna ogniskowa, świetnie nadająca się do fotografii dokumentalnej, krajobrazowej, ulicznej, a nawet do portretów.
Wszystkie lampy błyskowe Canon Speedlite są kompatybilne z Canonem EOS M, jednak japoński producent zaprezentował także lampę zaprojektowaną specjalnie dla tego modelu. Niewielki flesz Canon Speedlite 90 EX pokryje zakres obiektywu 24 mm, a jej liczba przewodnia wynosi 9. Plusem lampy zasilanej dwiema bateriami AAA jest też możliwość pracy jako nadajnik Master. Lampa będzie sprzedawana wraz z zestawem aparatu. Do kupienia będzie także adapter, za pomocą którego do EOS-a M można podpiąć obiektywy Canon EF.
Na ostateczną ocenę trzeba oczywiście poczekać do października, kiedy aparat wejdzie do sprzedaży.